- autor: Trener, 2015-04-19 16:29
-
Do szczęścia zabrakło nieco ponad minutę. Po dobrym meczu przegraliśmy z Tomasovią 2:4 tracąc dwie bramki w doliczonym czasie gry.
Jadąc do dalekiego Tomaszowa byliśmy pełni obaw. Do składu co prawda po przerwie spowodowanej kontuzją wrócił Mateusz Iwanek jednak zabrakło kilku innych graczy. Lista jest bardzo długa, a w efekcie okazało się, że w meczu z Tomasovią mamy do dyspozycji 12 zawodników, w tym 2 bramkarzy. Nie dziwi więc fakt, że wyszliśmy na mecz głównie z nastawieniem defensywnym. Do przerwy graliśmy bezbłędnie. Gospodarze mieli optyczną przewagę, ale nie stwarzali sobie sytuacji do zdobycia gola. W pierwszych 45 minutach nie padły bramki.
Gdyby ktoś po pierwszej połowie powiedział, że w drugiej części padnie 6 bramek to można by uznać go za dziwaka. A jednak po przerwie mecz nabrał rumieńców. Nasz kierownik, Leszek Kowalczyk po spotkaniu powiedział: Dziwne oblicza drugiej połowy. I taka właśnie była ta druga odsłona meczu. Niestety najpierw zaskoczyli nas gospodarze. I to dwukrotnie w ciągu 2 minut. Już w 48 minucie było 2:0 dla Tomasovii. Przespaliśmy pierwsze minuty w obronie i skrzętnie wykorzystali do zawodnicy z Tomaszowa. W kolejnych minutach mecz wyglądał podobnie jak w pierwszej połowie. Rywale nie potrafili stworzyć sytuacji do zdobycia gola my natomiast próbowaliśmy kilka razy zaatakować jednak ta sztuka była dla nas trudna. Od około 70 minuty zaczęła zarysowywać się nasza przewaga. I tak oto w 77 minucie w końcu padła bramka kontaktowa. Piłkę w polu karnym przejął Daniel Piechnik i uderzył na bramkę, piłka odbiła się od obrońcy i po rykoszecie wpadła do siatki. Trzy minuty później był już remis. Po dośrodkowaniu Daniela Piechnika z rzutu rożnego piłkę głową do bramki skierował Adrian Pikul. Ostatnie 10 minut to walka obu drużyn o 3 punkty. Sztuka ta udała się rywalom. W 91 minucie gry po rzucie rożnym zdobyli oni trzeciego gola, a minute później dobili nas czwartą bramką, która była efektem naszego frontalnego ataku po stracie bramki numer 3.
Mimo porażki trzeba przyznać, że zagraliśmy dobry mecz. Nie przestraszyliśmy się rywali i podjęliśmy naprawdę walkę nawet będąc w mocno osłabionym składzie. Widać, że nasza drużyna na wiosnę to zdecydowanie lepszy zespół niż jesienią. Miejmy nadzieję, że za tydzień grając w Kocku jako gospodarze będziemy potrafili również przeciwstawić się liderowi z Białej Podlaskiej.